Si-Wi, czy Wi-Wi?

Nie wysyłaj VV, tylko CV. Takie z prawdziwego zdarzenia…

VV – Vanitas Vanitatum – „marność nad marnościami” – tymi słowami można opisać wewnętrzny jęk, który często towarzyszy przeglądaniu aplikacji kandydatów/ek do pracy. Jeżeli szukasz ciekawego zajęcia i pojawiła się świetna oferta, to nie wysyłaj VV, tylko CV. Takie z prawdziwego zdarzenia…

Zakładam, że wyjściowo Twoje kwalifikacje choć trochę nadają się na stanowisko, które chcesz zdobyć. Rozumiesz, że dwa lata po studiach ciężko Ci będzie zdobyć stanowisko wiceprezesa w dużej korporacji (prezes to trzy lata po studiach) albo stać się szefową projektów w branży motoryzacyjnej, tylko dlatego, że „kochasz prędkość”, a obecnie rozdajesz ulotki przed lokalem „Speed Burger”?

Dokumenty, które wysyłasz mają pokazać Twoje mocne strony, odwrócić uwagę od obszarów, gdzie możesz przegrać z innymi. Pamiętasz powiedzenie: „jeden obraz mówi do mnie więcej, niż tysiąc słów”? My, ludzie jesteśmy „wzrokowcami”, nawet jeżeli wydaje nam się inaczej. Jeśli ktoś Ci wciska, że jest „słuchowcem” to zapytaj czy ogląda filmy z zamkniętymi oczami, a więc…

Pierwszy krok, to: zafascynuj obrazem.

Nie, nic nie maluj, nie twórz kolaży ze swoich dokonań itd. nie baw się w artystę/kę bo skutki mogą być…kontrowersyjne. Zainwestuj niewielką kwotę i zgłoś się do grafika/graficzki. Poproś by stworzył/a projekt Twojego CV, który będzie po prostu pięknie pokazywał Ciebie. Harmonia kompozycji, kreatywność, staranność, przemyślana typografia, odpowiednie zdjęcie, zagospodarowanie kilku kolumn na stronie – to podstawowe rzeczy, które zbudują pierwsze wrażenie. Jaki element wizualny Twojego CV jest kluczowy? Jasne, że zdjęcie. Tu potrzebna będzie kolejna mini inwestycja: sesja u fotografa. Nie pokazuj zdjęcia legitymacyjnego, wakacyjnego czy wykonanego z okazji rodzinnego grilla (bo tak ładnie świeciło słońce) tylko profesjonalnie wykonany portret. Będzie dobrze oświetlony i da szansę grafikowi/graficzce na to by zbudować spójną komunikację Twojej osoby, odpowiadającą wiekowi, branży i rodzajowi stanowiska o które się ścigasz. Wszyscy ludzie są piękni, niektórzy tylko źle sfotografowani. Najlepiej gdy zamówisz u osoby opracowującej Twoje CV formatkę, którą będziesz mógł/a modyfikować nie naruszając kompozycji, designu. Oczywiście list motywacyjny musi  stylistycznie współgrać z CV.

Jaki procent profesjonalnie zaprojektowanych dokumentów otrzymują działy personalne, czy head hunterzy? Może promil, którego nijak nie można zaokrąglić do 1 %.

Drugi krok, to: zafascynuj treścią.

Napisz tyle, by Twoje CV zmieściło się najlepiej na dwóch stronach. Tak, nawet jak masz długą listę osiągnięć to nie rozwlekaj, nie rozpisuj każdego „sukcesu”. Przyjmij jakiś rytm, np.: jedno, dwa osiągnięcia przy każdym zajmowanym stanowisku. I rusz głową, może zmień formułę: nie pisz co zrobiłeś/aś np.:

  • „Przekroczenie rocznego planu sprzedaży o 13%”
  • „Przeprowadzenie skutecznej kampanii marketingowej”

Zamiast tego napisz czego się nauczyłeś/aś na każdym stanowisku:

  • „Nauczyłem/am się, jak budować relacje z klientami, by realizować plan sprzedaży”.
  • „Zrozumiałem/am, ile nakładu pracy wymaga, przygotowanie kampanii marketingowej optymalnej kosztowo”.

Pisz w pierwszej osobie, nie w trzeciej ani nie w formie bezosobowej. Już pewnie wiesz, że w liście motywacyjnym nie wolno powtarzać treści CV? To tak, jakbyś po seansie w kinie chciał/a obejrzeć reklamę filmu, który właśnie się skończył i…niekoniecznie Ci się podobał. Niech list motywacyjny będzie zapowiedzią drugiej części – tej ciekawszej. Tutaj również myśl o kreatywnej zwięzłości – pięć zdań wystarczy by zachęcić rekrutera/kę do tego, by Cię zaprosić na spotkanie. Domyślasz się, że większość pisze o „chęci rozwoju”? Ty napisz,  np.: że: „na rozmowie przedstawisz 3 najistotniejsze rzeczy, którymi zajmiesz się jak dostaniesz pracę, bo masz już gotowy plan”. Oczywiście musisz się do tego sensownie przygotować.

Jaki procent ciekawych listów motywacyjnych  otrzymują działy personalne, czy head hunterzy? Może promil, którego nijak nie można zaokrąglić do 1 %.

Trzeci krok, to: zadziw referencjami.

Ale nie dołączaj tony skanów z listami pochwalnymi. Lepiej umieść cytat, osobę która może potwierdzić  Twoją umiejętność lub cechę charakteru. Podaj imię i nazwisko, numer telefonu i odeślij do innych referencji, umieszczonych…na Twojej osobistej stronie internetowej.

Czwarty krok, to: Reputacja on-line.

Nie, nie przesadziłem ani trochę. Nie trzeba być gwiazdą pop, żeby mieć swój własny serwis www. Zainwestuj kilkadziesiąt złotych w rejestrację domeny z Twoim imieniem (imionami) i nazwiskiem.pl lub .com, zapłać grosze za utrzymanie na jakimś serwerze  i zorganizuj ją np.: na darmowym wordpressie. Poradników, jak to zrobić pełno w sieci. Poświęć trochę czasu na zasilenie jej treścią pokazującą, że jesteś prawdziwym/ą specjalistą/specjalistką w swojej branży. Możesz prowadzić fachowy blog, pokazać swoje pasje, umieścić referencje w pełnej formie i systematycznie budować wizerunek. Najlepiej jak zaczniesz inwestować w ten sposób w siebie wtedy kiedy jeszcze nie szukasz pracy. Zacznij zaraz – niech Twoja strona wzrasta merytorycznie razem z Tobą. Nie czekaj do momentu gdy już będziesz miał/miała trzy doktoraty honoris causa – zainwestuj swój czas bez względu na status Twojej kariery. A w swoim CV umieść informację o Twojej stronie.

Jaki procent kandydatów/ek posiada swoje strony www, udowadniające ich profesjonalizm? Może promil, którego nijak nie można zaokrąglić do 1 %.

Dużo roboty z tym wszystkim? Nie!
Jeżeli rozpiszesz działania w konkretny plan, pójdzie szybko – trzeba się trochę napracować.
Dla leni zostawiam tradycyjną drogę, czyli wysyłanie VV: „vanitas vanitatum et omnia vanitas”.

Bartosz Zamirowski

Artykuł o rozmowie kwalifikacyjnej: Jak wygrać każdą rozmowę kwalifikacyjną?

Napisz do Bartka: bz@www.bizlab.pl

Zobacz także: